Wspomnienie z roku 2012

Kraj
Indie
Miasto
Manipal
Rok
2012
Czas trwania praktyk
5 tygodni
Nazwa firmy
Manipal Institute of Technology
Wymagany język
angielski

Zdjęcie 1

Przed wyjazdem

Przed wyjazdem do Indii jest dość sporo do załatwienia. NFZ nie pokrywa kosztów szczepień, ale trzeba je zrobić. Ja szczepiłem się na 5 różnych chorób. Pani doktor wstrzyknęła mi wszystko naraz, co skończyło się dwutygodniowym przeziębieniem. Ale odporność złapałem :) Jest wiele rodzajów wiz, a ambasada w Warszawie czasami wydaje nie do końca takie wizy o jakie prosimy. Mylą daty albo ilość wjazdów na teren Indii. Dlatego najlepiej złożyć wniosek jak najwcześniej. W sumie nie należy się przejmować rodzajem wizy. W ambasadzie, po wytłumaczeniu sprawy w jakiej jadę, kazali mi wziąć wizę biznesową. Jednak wśród osób, które poznałem na miejscu i które były tam również z IAESTE, każdy miał inny rodzaj wizy. Nikt nie miał problemu nawet z wizą turystyczną, która jest najtańsza i wymaga najmniej dokumentów przy składaniu wniosku.

Do Indii ogólnie najtaniej dolecimy z Warszawy. Ponieważ jednak ceny na stronach linii lotniczych potrafią zmieniać się 15 razy na dobę to warto czatować kilka dni lub nawet dłużej. Mnie udało się kupić bilet z Krakowa do Bombaju (przez Monachium) w cenie podobnej co z wylotem z Warszawy. Przelot z Bombaju do Mangalore (najbliższe lotnisko z Manipalu) można kupić bezpośrednio na stronie indyjskiego przewoźnika, wychodzi taniej. Można też przejechać pociągiem, ja się nie zdecydowałem. I szczerze mówiąc jak ktoś (tak jak ja) pierwszy raz jedzie w takie rejony, to odradzam pociąg w pierwszą stronę. Wracając nie jest już to żaden problem. Trzeba się po prostu przyzwyczaić :)

Dojazd

Przelot do Bombaju odbył się bezproblemowo. O rozrywki dbał mój sąsiad-pasażer. Starszy, mocno spasiony Hindus, wydając przedziwne dźwięki całym swoim ciałem. Sapanie, chrapanie, chrząkanie, kaszel, bąki i takie tam :-) Po wyjściu z klimatyzowanego samolotu do rękawa na lotnisku od razu poczułem się dziwnie, zacząłem się robić mokry od potu. Smród straszny, ale po kilku dniach da się przyzwyczaić. Indie po prostu śmierdzą. Śmierdzą, bo Hindusi nie używają koszy na śmieci, tylko wywalają wszystko na ziemię. Potrzeby fizjologiczne też bardzo często załatwiają na ulicy. A że w Indiach (w porze monsunowej) jest gorąco i wilgotno to bardzo szybko wszystko się rozkłada :-) Lotnisko w Bombaju ma dwa terminale: międzynarodowy i krajowy, oddalone od siebie o może 2km. Żałuję, że nie wiedziałem tego wcześniej, ale pomiędzy nimi kursuje darmowy autobus. Nie możemy jednak opuścić terminala, na którym lądujemy. Najlepiej po wylądowaniu odebrać bagaż i od razu przejechać tym autobusem do terminala krajowego. Tam już możemy wyjść na zewnątrz, co może być przydatną informacją dla palących. Nie wiem czy w terminalu międzynarodowym są jakieś palarnie. Ja paliłem na zewnątrz.

Po wyjściu z lotniska zostałem zaatakowany przez kilkunastu Hindusów oferujących przeróżne usługi, głównie transport i nocleg. Niektórzy nawet stwierdzali, że nie można spad na lotnisku, tylko trzeba wykupić noc w hotelu. Nie należy się nimi przejmować, najlepiej odpowiedzieć ze spokojem na twarzy „No, boss.” lub „Thanks, boss.” Po tygodniu pobytu w Indiach mówi się tak praktycznie do każdego ;-) Na lotnisku jest darmowe wifi, prędkość wystarczy do przeglądania stron i pisania wiadomości. Rano lot do Mangalore, również bez problemów. Po wylądowaniu czekał na mnie hinduski kierowca z kartką z moim nazwiskiem. Byłem szczęściarzem, ponieważ nie zawsze pamiętają o wysłaniu kierowcy. Ogólnie rzecz ujmując MIT opłaca lub organizuje przejazd w jedną stronę (z lotniska na początku lub na lotnisko na końcu praktyk). Zazwyczaj czeka na nas kierowca z kartką. Ale niektórzy musieli brać taksówki we własnym zakresie. Potem uczelnia mogła zwrócić kasę za taryfę lub zawieźć na lotnisko podczas podróży powrotnej. Koszt takiej taksówki to około 1000rs (60zł). Do przejechania jest około 60km. Jedzie się troszkę ponad godzinę. My przy okazji zgarnęliśmy z lotniska jeszcze dwóch pracowników naukowych uczelni. Całkiem sympatyczni. Dotarłem na uczelnię. Kierowca pokierował mnie do biura IAESTE. Okazało się, że w Valley Flats (akademik) nie ma już miejsca, więc będę mieszkał w specjalnie wynajętym bungalowie razem z Belgiem, Czarnogórcem i Hiszpanem. Potem dojechali jeszcze Niemiec i Chińczyk.

Zdjęcie 2

Zakwaterowanie

Mieliśmy ogród, garaż (pusty:-), no i co najważniejsze żadnej godziny policyjnej. W akademikach teoretycznie była, ale w rzeczywistości czasem przychodził stróż i prosił o ciszę. Niektórzy mieszkali w hotelu uczelnianym (tylko dla kobiet). Warunki ponoć super, czysto, własne pokoje, klima, ciepła woda… ale nie ma nic za darmo. Trzeba było wrócić przed 23, inaczej robili jakieś kosmiczne afery :-)

Uważam, że jeżeli chodzi o mieszkanie to trafiłem idealnie, poniżej zdjęcie:-)
Moskitierę przywiozłem ze sobą. Jest sens, ponieważ przez cały pobyt zaliczyłem tylko 3 ukąszenia. Niektórzy bili rekordy po 10 dziennie ;-) Pościel kupiłem na miejscu. Toaleta w stylu hinduskim, ale ze spłuczką :-) Pod prysznicem tylko zimna woda, aczkolwiek na wysokości kolan był dodatkowy kran, z którego leciała gorąca woda z bojlera, do prania. Raz robiłem pranie. Jednak pan w budynku po drugiej stronie ulicy pierze całą moją kolekcję ubrać i co najważniejsze – suszy – za około 6zł. Wiatrak w pokoju suszy wolniej i ubrania mogą trochę śmierdzieć.

Nie mieliśmy klimy, pojedyncze pokoje w akademikach miały. Po jakichś dwóch tygodniach podczas zwiedzania naszego „ogrodu” (z przypadkowymi rurami, kablami i śmieciami :) zauważyłem, że wszystko, co spływa z prysznica, toalety i umywalek ląduje na trawce w tymże ogrodzie ;D Jako ciekawostkę podam, że codziennie do naszego ogrodu przychodziła pewna lokalna kobieta i zbierała kwiaty z drzew. Czasem ułożyła parę w „doniczce” przed naszym domem. Zawsze się do nas uśmiechała. Niestety nie znała angielskiego, więc nie wiem o co chodziło. Poniżej zdjęcie :D

W pokoju było tylko jedno gniazdko. Warto przywieźć ze sobą przedłużacz i kłódkę do zamknięcia pokoju:)

Praca/praktyka

Moim zadaniem było badanie stabilności układu podwójnie całkującego z opóźnieniem czasowym z kontrolerem PID. Na początku profesor stwierdził, że mam za mało czasu, żeby to skończyć. Dał mi coś nudnego, ale na następny dzień powiedziałem mu, że chcę temat pierwotny i że przecież zdążę (5 tygodni w końcu:). Zgodził się.
Najpierw wyprowadziłem model matematyczny i policzyłem zapasy stabilności w zależności od parametrów regulatora. Następnie przeprowadziłem symulację w Simulinku. Potem dostałem maszynę „Beam and Ball” z PID, którą miałem zaprogramować. Na koniec napisałem o wszystkim artykuł. Ponoć ma się ukazać w jakimś indyjskim czasopiśmie naukowym;)

Rutyna
Teoretycznie miałem się pojawić na uczelni o 9:30, potem przerwa na lunch 12:30 do 14:30 i praca do 16:30. Jednak szybko zorientowałem się, jak bardzo mojemu profesorowi zależy, a raczej jak bardzo mu nie zależy na niczym, więc dosyć często zdarzało mi się pojawiać w laboratorium dopiero po lunchu. Nie jestem rannym ptaszkiem, więc wstawałem zazwyczaj koło 10. Poranna toaleta. Chwila przed kompem. Śniadanie lub nie, w zależności od humoru. Trochę pracy nad projektem. Przejście na uczelnię, około 10-15 minut, w zależności od tego czy paliłem przed bramą uniwersytetu czy nie. Na terenie całej uczelni obowiązuje zakaz palenia. Trzeba się wpisać, że się przyszło do pracy. Potem wizyta w biurze IAESTE. W celach towarzyskich, planowanie dnia, weekendowych wycieczek. Zazwyczaj były jeszcze jakieś formalności do załatwienia. Chwila w labie i lunch, lub od razu lunch. Potem praca. Po pracy jest wiele rzeczy do zrobienia:)

Życie towarzyskie

Byłem parę razy na siłowni. Naprawdę super warunki, lepsze niż na AGH. Przede wszystkim 5 pięter ze sportowymi rozrywkami. Boiska do piłki nożnej, koszykówki, squasha, bieżnia, sauny, wszystko:) Około 90zł/miesiąc. Można też wybrać się do pobliskiego miasta Udupi. Zakupić tam można ciuchy, jedzenie, prezenty dla rodziny:) Jest też plaża i świątynia do zwiedzania. Raz wybraliśmy się do kina do Mangalore (miasto z lotniskiem) do kina na nowego Batmana. Napisy po angielsku, więc nie było problemu. Wieczorem różnego rodzaju imprezy. Karaoke, klub z dancefloorem, lecz najczęściej T-spirits, czyli lokalny pub. Piwo 0,6l za 9zł. Drink cola z wódką, ginem lub whisky mniej niż 3zł :D Ponieważ zamykali go zazwyczaj koło 24, często szliśmy na aftera do akademików. Z okazji urodzin 3 osób zorganizowaliśmy raz w naszym domu imprezę. Przyjechała policja. Kazała wchodzić do środka i ściszyć muzykę. Obserwowali nas jakieś 10 minut i odjechali. Powtarzało się to co około godzinę :) Nikt nie wyciągał żadnych konsekwencji od nikogo, a policjanci byli bardzo uprzejmi. Przez następne dwa dni nie spotkałem żadnego owada w mieszkaniu :D

Zdjęcie 3

Jedzenie

Kuchnia indyjska jest wyśmienita, ale piekielnie ostra. Jeżeli ktoś, tak jak ja, nie lubił wcześniej ostrego smaku, to po powrocie do Polski już będzie lubił :-) W tańszej restauracji za około 6zł udało mi się zjeść pizzę i wypić dwie duże szklanki świeżo wyciśniętego soku. W droższej zjadłem obiad (jakaś wersja ryżu z kurczakiem i warzywami) za ponad 30zł. Zabawnie jest na uczelnianej stołówce. Najpierw zamawiamy przy kasie. Potem idziemy do lady i mówimy co zamówiliśmy. Na paragonie nie jest to napisane, jest jedynie cena. Miły pan odbierający zamówienie odwraca się w stronę kuchni i krzyczy na cały głos „MASALA SANDWICH!!!” (lub nazwę tego, co akurat zamówiliśmy). Po paru minutach krzyczy to samo w stronę jedzących na sali. Rzuca się kilka osób, które to zamówiły i kto pierwszy ten lepszy. Takie polskie bary studenckie w formie hard :)

Język

Teoretycznie większość Hindusów mówi w 3 językach: hindi, angielskim i trzecim języku zależnym od stanu. Także w większości przypadków jak się chciało dogadać to się dało. Niestety Hindusi wymyślili swoją własną wersję angielskiego. Mają również inny od naszego akcent. W związku z tym komunikacja była mocno utrudniona. Nawet w ostatni dzień pobytu musiałem prosić mojego profesora o powtórzenie zdania, ponieważ go nie rozumiałem:) Natomiast nie było najmniejszego problemu z dogadaniem się z innymi praktykantami. Niektórzy mówili lepiej, niektórzy gorzej, ale komunikacja przebiegała bezproblemowo. Może poza pierwszymi dniami, kiedy nie byłem jeszcze przyzwyczajony do używania angielskiego na co dzień:)

Zdjęcie 4

Kraj

Na indyjskich ulicach panuje prawo dżungli. Najwolniej jeżdżą riksze i motory/skutery. Są one wyprzedzane przez samochody osobowe. Natomiast najszybciej jeżdżą ciężarówki i autobusy :-) Drogi dziurawe, również w porównaniu do polskich. W przerwach pomiędzy dźwiękami klaksonu czasem słychać szum ;-)

Należy zwrócić uwagę, że Hindusi nie do końca znają pojęcie bezpieczeństwa. Poniższe zdjęcie wykonałem jadąc autobusem. W Indiach panuje ruch lewostronny. Nasz kierowca doszedł do wniosku, że wyprzedzi inny autobus. Tyle, że nie za bardzo przejmował się samochodami jadącymi z naprzeciwka :D

Uniwersytet udzielał praktyk wielu osobom, także cały czas było nas, praktykantów, kilkadziesiąt, może 50-60. Środowisko bardzo międzynarodowe. Reprezentację miał chyba każdy kraj Europy, Chiny, Tunezja, Iran, Kolumbia, Wietnam i więcej… Polacy tworzyli w sumie dość sporą grupę. Uniwersytet w Manipalu jest drogi. W związku z tym całe miasto różni się trochę od reszty Indii. Jest trochę bardziej zadbane, znalazłem 3 kosze na śmieci. Jest też droższe. Warto przywieźć ze sobą parasol. Ja podczas mojego pięciotygodniowego pobytu zużyłem 3 sztuki. Tylko dlatego, że kupowałem je na miejscu. Ich jakość zostawiała wiele do życzenia:) Ludzie ogólnie są bardzo sympatyczni. Spray na komary skończył mi się po mniej niż tygodniu, więc warto przywieźć go więcej. Na miejscu do kupienia tylko maść ziołowa przeciw owadom.

Poniżej zdjęcie głównej ulicy w Manipalu.

Wycieczki

W weekendy jeździliśmy na wycieczki w różne miejsca Indii, jednak na takie dystanse, aby wrócić maksymalnie po 3 dniach (profesorowie nie robili raczej problemów z wzięciem dodatkowego dnia wolnego). Warto przywieźć ze sobą śpiwór. Warunki w hotelach i pociągach nie są idealne. W ostatni tydzień mojego pobytu wybraliśmy się na wycieczkę po północy Indii, tj. New Delhi, Waranasi, Agra, Jaipur, Bombaj. Cała wycieczka – ponad 100h w pociągu :D Podróżowaliśmy w 5 osób. Tworzyliśmy dość zgraną grupę, więc bardzo dobrze wspominam tą wyprawę. Ilość 5 jest bardzo wygodną do podróżowania. Mieściliśmy się do jednej taksówki:)

Podsumowanie

Przeżyłem w Indiach przygodę swojego życia. Naprawdę warto zobaczyć ten kraj. Forma, w jakiej się to odbyło, pozwoliła mi doświadczyć tej odmiennej od naszej kultury. Mieszkałem tam i pracowałem (w każdym razie miałem jakieś zajęcie:). Jestem bardzo zadowolony pomimo faktu, że w zakresie zawodowym wiele doświadczenia nie zdobyłem.

Polecam każdemu :)

Galeria