Zdjęcie 1
Po koszmarach bookowania lotu (polecam linie lotnicze TAM Airlines) udało mi się kupić wyjątkowo tani lot za 826 Euro z Madrytu z przesiadką w Sao Paulo w Brazylii do Bogoty. Znajomi z Belgii, których poznałam w Kolumbii płacili mas o menos 1100 Euro za lot z Brukseli.
Zadecydowałam spędzić w Ameryce Płd. tyle ile to tylko możliwe czyli trzy i pół miesiąca. Wylot 6 lipca 2012, powrót 22 października 2012. I wcale nie żałuję tej decyzji.
Zdjęcie 2
Doleciałam szczęśliwie do Bogoty. Spędziłam w stolicy Kolumbii mniej więcej tydzień i szczerze nie przypadło mi do gustu to miasto. Usytuowane 2640 m.n.p.m, jest wiecznie zimno i szaro. Mieszkańcy Bogoty twierdzą że mają rozwinięty transport miejski. Śmiech na sali. Stan techniczny autobusów pozostawia wiele do życzenia, w środku jest brudno, ciasno i drogo i drzwi są wiecznie otwarte stwarzając potencjalne niebezpieczeństwo… dla nieuważnych Polek. Płacisz 4zł za przejazd z kolei w Krakowie 1,25zł a różnica jest ogromna. Ale nie w Bogocie odbywałam praktyki – na szczęście.
Pierwszą noc spędziłam właśnie w Bogocie u cudownej rodziny, która była tak miła, że czułam się jak w domu. Rano przygotowali mi śniadanie i odwieźli na terminal, skąd wzięłam busa do Ibagué. W tym momencie zakochałam się w Latynosach.
Zdjęcie 3
Praktyki odbyłam na Universidad del Tolima. Jedynej publicznej uczelni w mieście. Pracowałam z dwoma Kolumbijczykami przy projekcie „Fizykochemiczna i odżywcza charakterystyka mąki uzyskanej z fasoli Cowpea Vigna Unguiculata L. kultywowanych w Kolumbii metodą Lowry’ego”. Planowo praktyki miały trwać dwa miesiące, jednak z powodu braku sprzętu trwały trzy miesiące. Poprosiłam rektora, profesora nadzorującego i Johna, który pracował w biurze do spraw studentów z zagranicy o przedłużenie kontraktu i bez problemu udało mi się to załatwić.
Studiuję inżynierię biomedyczną i praktyki mieściły się w zakresie biochemii a pracowałam w laboratorium technologii żywności. Do pracy przychodziłam na godzinę 9, kończyłam o 18. Nie były to twarde reguły, czasem nie musiałam przychodzić wcale, a raz miałam dwa tygodnie wolnego z powodu problemów technicznych. Spośród 15-stu studentów pracujących w labie raptem trzech potrafiło coś powiedzieć po angielsku. I pierwsza uwaga – wybierając się do jakiegokolwiek kraju w Ameryce Płd. warto znać hiszpański na poziome A2. Będziecie się denerwować na początku bo sami uczyliście się angielskiego całe życie, mówicie w miarę płynnie, ale co z tego jak druga strona nie jest w stanie was zrozumieć. Dodatkowy język w waszym CV będzie profitem a sami ominiecie momenty zakłopotania i długich pauz. Odnośnie samego uniwersytetu, w skrócie tętni życiem o każdej porze. Pomimo ubogiej architektury wydziałów i braku podstawowego sprzętu jak i moim zdaniem kiepskiego poziomu nauczania 16-letni studenci są uśmiechnięci, pełni energii, pomocni i życzliwi. Profesorowie także. Przechodząc przez teren uniwersytetu napotkacie młodych: grających w siatkówkę, koszykówkę, piłkę nożną, tenisa stołowego, pokera, tańczących salsę, grających na gitarze, wspinających się po ściance itd. W przerwie między zajęciami jest mnóstwo form spędzania czasu wolnego.
Zdjęcie 4
Ibagué jest świetnym miejscem do odbywania praktyk. Bardzo dużo obcokrajowców, stosunkowo dużo miejsc do imprezowania, dużo spotkań i przyjazna atmosfera. Wspominam o tym, gdyż miałam znajomych w Bogocie, gdzie całe praktyki spędzali sami lub w towarzystwie dwóch lub maksymalnie trzech osób. Nasza Ibagué’owa rodzina liczyła w szczytowym momencie 27 osób. Co za tym idzie – spora integracja, chęć spędzania czasu razem i wspólne podróżowanie. Samo miasto liczy około 1 mln mieszkańców, atrakcji turystycznych nie posiada i niestety wyjść można jedynie w piątek lub w sobotę. Za to w pobliżu są piękne góry (na jednym szczycie jest śnieg), wodospady, źródła termalne, których widok dech w piersiach zapiera. W Ibagué jest cały czas ciepło, 25-35 stopni i bezchmurne niebo.
Zdjęcie 5
Będąc w tak pięknym kraju grzechem byłoby siedzenie w miejscu. Do moich faworytów należy wybrzeże Morza Karaibskiego; miasto St. Marta, Narodowy Park Tayrona z przepięknymi plażami i florą. Spędziłam tam ponad tydzień i wróciłabym raz jeszcze. Myślę, ze zamiast opisu wystarczą poniższe zdjęcia.
Amazonia była przecudowna. Kontakt z naturą nie do opisania, po tygodniu byłam absolutnie zachwycona. Przemieszczaliśmy się wraz z grupą znajomych peke-peke po Amazonce obserwując różowe delfiny, pobliskie lasy deszczowe, łowiliśmy piranie, kąpaliśmy się w rzece, łapaliśmy nocą kajmany i egzotyczne ptaki. Byłam w parku Amacayacu, w pobliskiej wiosce indiańskiej do której szliśmy przez dżunglę 5 godzin, w koronach drzew obserwując zachód Słońca i w uroczym mieście Leticia.
Santander to górzysty region z przepięknymi widokami, parkiem Chicamocha. Miasto San Gil, słynie ze sportów ekstremalnych takich jak rafting, caving i paragliding – super sprawa swoją drogą. Po drodze zahaczyliśmy o przepiękne miasteczko Barichara, które jest kolebką najlepszych kolumbijskich designerów ubierających znane osobistości. Wyroby z tego miasteczka cechuje świetna jakość, niepowtarzalność, estetyka i występowanie w pojedynczym egzemplarzu. Rzeczy są piękne i niestety piekielnie drogie.
Medellín jest jedynym miastem w Kolumbii, w którym mogłabym zamieszkać na stałe. Mieszkali tu Pablo Escobar – główny sponsor rozwoju miasta i Fernando Botero – mój ulubiony artysta. Kosmopolityczne, piękne, rozwinięte, czyste, pełne kulturalnych przedsięwzięć i idealne miasto. Zona Rosa okazała się być najlepszą dzielnicą imprezową jaką widziałam, mnóstwo klubów, muzyki, pełno obcokrajowców i w końcu serwis, którego tak brakuje w tym kraju.
Zdjęcie 6
Podsumowując, szczerze polecam Amerykę Południową. Różnorodność kultury, niesamowicie mili ludzie, cudowny klimat to tylko nieliczne określenia tego pięknego kraju. Jedynym minusem są koszta, przelot jest drogi a wypłata na uniwersytecie w porównaniu z krajami europejskimi dosyć niska z kolei życie w Kolumbii jest droższe niż w Polsce i trzeba nauczyć się oszczędzać jak się chce podróżować. Nie żałuję tej decyzji, ba zaliczam Kolumbię do jednej z najlepszych wypraw w moim życiu i wspominać będę do końca życia. Trzy i pół miesiąca spędzone tutaj pozwoliło mi odetchnąć, spojrzeć na świat z innej perspektywy, nauczyć się wielu nowych rzeczy nie tylko w zakresie nauki, języka ale również kultury i obyczajów. Podróże kształcą i potwierdzam to w stu procentach. Poniżej zamieszczam listę rzeczy, które bardzo mnie zainteresowały i myślę że i Was też zaciekawią. Pozdrawiam, Monika
Kolumbia w krzywym zwierciadle
Gastronomia:
- tu jest Carrefour! w którym:
- Kinder Bueno kosztuje 8zł
- Wyborowa - 110zł
- chilijskie wino - 30zł
- płatki Nesquik - 22zł
- jedyną „szynką” jest tutaj mortadela, ewentualnie w droższym sklepie można znaleźć mortadelę z szalonym dodatkiem typu papryka
- narodowym słodkim przysmakiem to 2 wafle pomiędzy, którymi jest zagęszczone mleko słodzone (…)
- dla Kolumbijczyków ogórek i cukinia to to samo
- tak samo jeżyna i malina
- jedynym serem tutaj jest „mozarella”, a najbardziej ekstrawagancki czyt. brie President kosztuję mas o menos 30zł
- mają 3 odmiany bananów: do jedzenia, nie do jedzenia tylko do smażenia i jeszcze małe czarne do pieczenia
- mleko kupujesz w woreczkach. Niczym w Polsce za starych dobrych czasów
- jogurty i wodę pijesz z woreczków 300ml
- Perro Caliente – czyli Hot Dog nie ma smaku. Parówka jest pomarańczowoczerwona, a sosy to: rosado (keczup plus majonez), BBQ, i puree z ananasa. Do hot doga dorzucają jajko przepiórcze…
- nie spotkałam się z musztardą, a zjadłam z 20 hamburgerów w różnych miejscach…
- nigdzie nie ma popielniczek, nawet w ekskluzywnych (jak na warunki kolumbijskie) restauracjach. Po prostu rzucasz popiół na podłogę.
- Coca Cola w szklanej butelce liczy 192ml
- Kolumbia – myślisz boska kawa. Otóż nie. Najlepsza kawa jest eksportowana do USA i Europy, reszteczki piją Kolumbijczycy. Jest jedna marka Juan Valdez, która jest naprawdę rewelacyjna.
- piją zwykłą czarną kawę o każdej porze dnia i nocy, zawsze używając do tego małych, plastikowych kubeczków o pojemności 60ml a rolę łyżeczki spełnia rurka.
- nie wiedzą co to espresso
- ani latte
- można kupić chipsy o smaku limonki z solą. Produkowane przez Lay’s
- maja tu absolutnie najlepsze owoce na świecie. Seriously!
- nie ma normalnego pieczywa. Wszystkie bułki, chleby itd. są słodkie.
- tradycyjną kawę parzy się w następujący sposób. Bierzesz drucik, do którego jest zamocowany lejek z gazo-podobnego materiału, wsypujesz sypką kawę do środka, zalewasz gorącą wodą i masz zaparzoną kawę. Ekspreu ani bialetti nie są powszechne.
- jak prosisz o kawę z mlekiem, zagotowują szklankę mleka i do owej szklanki wsypujesz kawę instant.
- odpowiednikiem polskiej oranżady jest Colombiana, która jest miliard razy słodsza
Zakupy i usługi :
- w każdym hiper-, supermarkecie przy wyjściu stoi Pan Przydatny sprawdzający paragon i zaglądający do siatek. Zawód arcyciekawy, zawód-zagadka. Nawet gdy opuściłeś kasę, która jest metr od Pana Przydatnego – dalej będzie zaglądał do siatek i sprawdzał paragon. Taki fajny nielogiczny job. Standardowo wrzucam paragon na dno torebki i ledwo taszczę miliard reklamówek, a później szukam świstka aby Pan Przydatny podpisał się na nim, bo to naprawdę ważne…
- płacąc kartą w Polsce tylko się podpisujesz, tutaj – podpisujesz, podajesz numer paszportu i numer telefonu…
- do kantoru nie wybieraj się bez paszportu, inaczej nie sprzedasz ani euro ani dolarów. Kobieta w okienku wnikliwie sprawdza paszport, oglądając go z każdej możliwej strony, pyta Cie o numer telefonu i wisienka na torcie – pobiera odciski palców.
- papier toaletowy można kupować na oddzielne zapakowane rolki
- wszędzie można spotkać „Minutos” czyli osobę, która ma przypięte do paska 3 telefony komórkowe, każdy z innej sieci, możesz zadzwonić gdziekolwiek i płacisz per przegadanych minut. Niejednokrotnie sprawdzałam i jest to tańsze niż dzwonienie z własnego telefonu.
- antybiotyki kupisz w każdej drogerii bez recepty
- na ulicach ludzie sprzedają absolutnie wszystko. Kradzione zegarki, paski, buty, majtki, skarpetki, truskawki, banany, papierosy, gotowe soki, hamburgery, biżuterię itd. a moim faworytem są cienko pokrojone paski mango podawane z sokiem z limy i solą.
- lody wodne typu Calippo jedzą z pieprzem
Używki :
- nie ma jednakowej ceny dla papierosów. Wszędzie płacisz inaczej. Zwłaszcza jak jesteś gringo.
- papierosy można kupować na sztuki, pakowane po 10 lub 20
- najmocniejsze piwo ma 4%, a standardowa pojemność wynosi 330ml
- Michelado to kufel z wyciśniętym sokiem z limy i solą na brzegach, wlewasz piwo i generalnie jest pysznie!
- Kolumbijczycy wierzą, że Redds Apple to ich wymysł
Uniwersytet :
- studenci chcący zarobić, w przerwach między zajęciami sprzedają cukierki na sztuki. I nawet są w stanie zarobić na tym.
- z profesorami witam się na buzi w policzek
- z rektorem również.
- wszyscy się spóźniają! Na początku myślałam, że jestem w stanie się do tego przyzwyczaić, ale na dłuższą metę
– staje się to irytujące. Pytasz grzecznie, o której godzinie przyjść następnego dnia na spotkanie z rektorem, on odpowiada, że na 9:00, więc jesteś o tej 9:00. Rektor przychodzi o 10:25. Także jak ktoś się z Tobą umawia na 9:00 – znaczy, że o tej godzinie dopiero wstaje z łóżka.
- Rektor. Śmieszna sprawa. Ani słowa po angielsku.
- Dziekan też.
- Profesor Supervisor również.
- I cała uniwersytecka świta.
- Jak proponujesz - „warto nauczyć się angielskiego, w USA, w Europie, w Azji, wszędzie można się porozumieć, filmy są po angielsku, muzyka. Powinieneś nauczyć się jednego obcego języka” wówczas odpowiadają dziwnie na Ciebie patrząc „nie, to Ty powinnaś nauczyć się hiszpańskiego”
– w końcu to ja wkroczyłam w ich teren…
- 99,99% Kolumbijczyków nie zna angielskiego ani żadnego innego języka (wliczając pracowników hoteli, lotnisk, biur emigracyjnych, naukowców)
- można studiować Inżynierię Finansów
- studenci pracujący na wydziale; tj. ja i kolega, który robi licencjat z biochemii są okazjonalnie zapraszani przez rektora i dziekana do restauracji wraz ze wszystkimi pracownikami, żeby zjeść i porozmawiać o bzdurnych rzeczach.
- na prywatnym uniwersytecie widziałam zajęcia z matematyki. Wydaję mi się, że miałam to w Liceum 5 lat temu
- na zajęciach musisz trzymać kartki rękoma bo wszystko fruwa za sprawą wiatraka
- do laboratorium nie możesz wejść z komputerem
Obyczaje i zwyczaje i inne:
- w godzinach 12-14 jest siesta, wszystko jest zamknięte za wyjątkiem restauracji. Obiad to świętość, jak nie idziesz jeść w tym czasie, ludzie dziwnie patrzą…
- w większości domów jest zimna woda. Właściwie deszczówka. W poprzednim domu, w którym mieszkałam, byłam wraz z 5 studentami medycyny. Wszyscy szli na uczelnie na godzinę 7 - ja z kolei na 9. Standardowo, wstaję, biorę prysznic po ich wyjściu – brrr… zimna, lodowata woda. Po tygodniu porannej złości pytam dziewczyny –Porque no hay agua caliente?! (dlaczego nie ma ciepłej wody?) Odpowiedź: -Monicaa! Para bańarse solo fria! (do kąpieli tylko zimna). … tydzień później się wyprowadziłam.
- wszędzie gra muzyka; reggaeton (np. Don Omar, Danza Kuduro itd.) i salsa. Na ulicy, u sąsiadów, w autobusie, na uniwersytecie, w domu, w sklepie, rano, w nocy, w poniedziałek, w piątek; przestajesz słyszeć głosy w głowie.
- jak bierzesz busa, zanim ruszy wchodzi do środka pan z kamerą i nagrywa film robiąc zbliżenie na twarz każdego pasażera jednocześnie informując, że owy film kręci w celu łatwej identyfikacji zwłok w razie wypadku. Mówi też, że bus osiąga maksymalną prędkość 80km/h.
- busy osiągają maksymalną prędkość 120km/h
- taksówkarz też jedzie tyle na ile mu silnik pozwoli i może przeciąć 5 skrzyżowań pod rząd na czerwonym świetle
- drogi są koszmarne, kręte, wyboiste i dziurawe
- na dłuższe trasy podstawiają luksusowy autokar zaopatrzony w: TV dla każdego, słuchawki, pilocik, wysuwany podnóżek, kontakt do naładowania telefonu, klimatyzację, WIFI i orzeszki
- na terminalu jest wielki wrzask, harmider i chaos. Ludzie wykrzykują nazwy miast, do których mają busy/autokary. „Bucaramanga!, Bogotá!, Medellín!, Cali!, Ibagué, Bucaramanga, Ibagué, Cali, Medellín, Bogotá, Bogotá, Bogotá, BOGOTÁ!!!” Nie możesz spokojnie przejść bo krzyczą Ci do ucha i ciągną za ramię, żebyś wziął ICH bus, żaden inny
- wchodząc do domu nigdy nie ściągasz butów
- w Bogocie jest super zimno (ok. 14 C). Taka wieczna jesień w Kolumbii.
- wszystkie TAXI w Kolumbii to Hyundai Atos’y, wielkością przypominające Cinquecento. Jak wiadomo, do takiego auta maksymalnie mogą się zmieścić 4 osoby i tyle można przewozić. Ale jak się dogadasz z taksówkarzem może pojechać z 5 osobami płacąc 2 zł ekstra
- tu nie dostaniesz mandatów za: jazdę pod wpływem %, szybką jazdę, jazdę czymś co autem nie jest, łamanie przepisów drogowych
- …może dlatego, że drogówka nie istnieje
- plaga bezpańskich psów jest powszechna w każdym mieście, miasteczku.
- każdy mówi Ci Buenos Dias/Buenas tardes/Buenas noches/Que tal/Como estas jakieś 20 razy dziennie, nawet jak już raz powiedziałeś konkretnej osobie dzień dobry, będziesz to w kółko powtarzał przy każdym spotkaniu. Pozdrawianie się 500 razy dziennie to norma
- zdarza się, że taksówkarz nie wie gdzie jest centrum miasta w którym pracuję
- nie istnieją studzienki kanalizacyjne w Ibagué. Oznacza to mniej więcej tyle, że jak deszcz popada 10min – miasto jest całkowicie zalane i wówczas wyłączają prąd i odcinają źródło wody na długie godziny.
- w pokoju mam jaszczurki. Powiedziano mi, że to norma. Sama się przekonałam, są naprawdę kochane
Zdjęcie 7