Wspomnienie z roku 2018

Kraj
Ekwador
Miasto
Quito
Rok
2018
Wydział
WIMiC
Kierunek
Inżynieria Materiałowa
Rok studiów
5
Czas trwania praktyk
2 miesiące
Nazwa firmy
Universidad San Francisco de Quito
Wymagany język
angielski lub hiszpański
Wynagrodzenie
380 USD / miesiąc

Zdjęcie 1

Dlaczego akurat ta praktyka?

Zdecydowałam się na praktykę, ponieważ w toku studiów zdążyłam się zorientować, że wyjazdy zagraniczne i wymiany, to najlepsze co studia mogą nam zaoferować. Jako że był to ostatni rok na uczelni, to postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i wybrać się w jakiś daleki zakątek Ziemi zarazem dopisują co nieco do CV - takie cuda oferuje nam IAESTE. Do wyboru przypadły mi 3 oferty pasujące do mojego profilu, dwie w dużych miastach Azji oraz jedna w stolicy Ekwadoru. Wybór był prosty, ponieważ od zawsze chciałam wybrać się do Ameryki Południowej i kręci mnie przede wszystkim natura, a nie strzeliste wieżowce nowoczesnych miast. Z dozą niepewności i zdenerwowania, ale na szczęście nie taki wilk straszny, jak go malują.

Zdjęcie 2

Formalności związane z praktyką

Do załatwienia są tony dokumentów. Na szczęście członkowie macierzystego komitetu IAESTE byli bardzo pomocni i dało się przez to przebrnąć. IAESTE Ekwador nie ma szczególnych wymagań. Zostałam poinformowana, że przez cały okres trwania praktyki powinnam posiadać status studenta - tutaj ewentualne utrudnienie dla osoby po piątym roku, ponieważ teoretycznie nie może się obronić (moja sytuacja). Wiza nie jest konieczna - przez 90 dni można turystycznie przebywać na terenie Ekwadoru. Nasza praktyka była oficjalnie uważana za "wymianę międzykulturową", więc nie potrzebna nam również wiza pracownicza.

Zdjęcie 3

Dojazd

Niestety, wybierających się do Ameryki Południowej czeka nas duży wydatek na lot. Radzę wybrać bezpośrednie połączenie z Europy do Ekwadoru. Można wybrać lot z Amsterdamu, Frankfurtu lub Madrytu. Ja wybrałam ten ostatni z hiszpańskimi liniami Iberia. Połączenie na trasie Praga-Madryt-Quito-Madryt-Wiedeń było najtańszym jakie znalazłam w danym okresie i nie zawierało przesiadek na terenie USA, więc nie trzeba było bawić się w załatwianie wizy tranzytowej. Moja praktyka odbywała się w mniej popularnym terminie, ponieważ już prawie po wakacjach (14/08-08/10), dlatego loty były nieco tańsze niż w sezonie (4000zł), ale i tak, aby znaleźć najbardziej dogodną opcję spędziłam w internetach dobre kilka dni.

Zdjęcie 4

Zakwaterowanie

Zakwaterowanie organizował dla nas komitet IAESTE Ekwador. Stażyście byli rozlokowani w dwóch guest housach, ja wylądowałam w Casa Agua Calena w dzielnicy La Mariscal. Okolica ta jest nieco "nieciekawa", szczególnie po zmroku, ale należy przygotować się na to, że w Ekwadorze niewiele jest miejsc, w których całkowicie bezstresowo możemy spacerować przy świetle księżyca. Hostel był jednak bardzo sympatycznym miejscem z dużą przestrzenią wspólną na wieczorne integracje. Właściciel, sympatyczny gość, troszkę się domem opiekuje (sprząta łazienki i kuchnię za cenę podpijanych z lodówki trunków) i pierze nasze ciuszki w pralce (która skutecznie morduje ubrania, dlatego zdecydowałam się na pranie ręczne). Aby dostać się stamtąd na uniwersytet, trzeba poświęcić godzinę i złapać dwa autobusy.

Zdjęcie 5

Komitet lokalny w danym mieście

Kontakt z komitetem przed wyjazdem był dobry. Odbiór z lotniska, zorganizowany był również perfekcyjnie. Problemem IAESTE Ekwador jest mała liczba członków: tak naprawdę to tylko 2 osoby zatrudnione oficjalnie na uniwersytecie USFQ i kilku wolontariuszy. Mimo tego dwoili się i troili, żeby organizować wyjazdy i spędzać z uczestnikami jak najwięcej wieczorków. Znów, ze względu na termin mojej praktyki, organizacja wydarzeń wyglądała nieco inaczej niż dla największej grupy stażystów obecnej w okresie wakacji. Na miejscu zjawiłam się, gdy większość przybyłych w czerwcu i lipcu kończyła swoje staże, a kolejni uczestnicy mieli przyjechać po miesiącu. Dlatego był to okres przestoju w organizowanych przez IAESTE wyjazdach, które wcześniej odbywały się co tydzień. Mimo tego każdy weekend spędzałam ze studentami, którzy często organizowali wyjazdy na własną rękę oraz muszę przyznać, że wyjazdy w najbardziej ciekawe miejsca zostawiłam na koniec, żeby móc odwiedzić je z moim chłopakiem, który zaplanował przyjazd po zakończeniu mojej pracy. Aby lepiej wyobrazić sobie sytuację: kiedy przyleciałam w sierpniu, na miejscu było 20 stażystów, kiedy wyjeżdżałam, tylko czworo. Ze względu na to, że wyjazdy są regularnie organizowane przez komitet lokalny, stażysta może być spokojny, że będzie mu dane zobaczyć kraj nawet w wypadku, gdy jest podróżniczą lamą. Aczkolwiek bardzo polecam przygotować sobie przed wyjazdem choćby listę miejsc, które chciałoby się zobaczyć, ponieważ na planowanie na miejscu nie ma wiele czasu i tak jak w mojej sytuacji, nie zawsze można liczyć, że w okresie pobytu zostaną zorganizowane wycieczki we wszystkie topowe miejsca.

Kwestia bardzo istotna: Komitet lokalny poleca przed wyjazdem wykupienie polisy za ich pośrednictwem u ekwadorskiego ubezpieczyciela. Zostałam zapewniona, że zakup lokalnego ubezpieczenia będzie najlepszym wyborem, ponieważ rzekomo we wcześniejszych latach zdarzyły się sytuacje, w których studenci posiadający zewnętrzne/europejskie polisy pozostawali bez pokrycia szkody. W tym miejscu zrobiłam duży błąd ślepo wierząc w doświadczenie organizatorów, zgadzając się na zakup polisy w polecanym BLUE CARD Insurance. Co więcej, wcale nie była to oszczędność porównując chociażby do ceny polis popularnych, globalnych ubezpieczycieli. Niestety ubezpieczenie o którym mowa, jest bardzo niskiej jakości. Przyszło mi przekonać się na własnej skórze, że umowa zawiera tysiące wyłączeń (organizatorzy nie są nawet świadomi lub świadomi być nie chcą, że wiele z atrakcji typu "adventure sports" na organizowanych przez nich wyjazdach jest wyłączona z odpowiedzialności Blue Card), a w problemowych sytuacjach kontakt z przedstawicielami firmy jest problematyczny. Niestety, członkowie komitetu nie byli pomocni w trakcie batalii z ubezpieczycielem przy konieczności leczenia bardziej zawiłych problemów zdrowotnych niż zatrucie pokarmowe czy zapalenie gardła. Podsumowując: kupcie sobie ubezpieczenie w dużej, rozpoznawalnej, globalnie firmie ubezpieczeniowej i po sprawie. PS Gdyby koś z niejasnych przyczyn nie zdawał sobie sprawy z faktu, iż dobre ubezpieczenia na wyjazdach zagranicznych jest podstawą, to wspomnę, że od maja 2018 roku turyści chcący wjechać na teren Ekwadoru, są zobowiązani do posiadania ubezpieczenia.

Zdjęcie 6

Na czym polegał Twój staż?

Staż obywałam na Uniwersytecie San Francisco de Quito na wydziale chemicznym. Uczelnia jest bardzo sympatycznym miejscem. Nowoczesne wnętrza, przyjemny kampus, niezwykle przyjaźni i pomocni ludzie. Mój wydział nie należał jednak do najlepiej wyposażonych. Zajmowałam się projektem związanym z modyfikacją skrobi pochodzącej z andyjskiej korzenia o nazwie melloco (świetnie pasuje do sałatek). Byłam odpowiedzialna za zaprojektowanie badań i wyduszenie z tego wyników nadających się do publikacji naukowej. Mimo kiepskiego uprzedniego zaznajomienia z tematem, pracownicy wydziału byli bardzo pomocni w trakcie realizacji zadań. Co z tego wyszło? Nic czym mogłabym się szczególnie pochwalić, ale na pewno praca wiele mnie nauczyła, zaczynając od komunikacji w języku angielskim i hiszpańskim, a kończąc na obsłudze sprzętu, z którym nie miałam wcześniej do czynienia. Trzeba jednak być gotowym na inne standardy pracy niż na europejskich uniwersytetach. Wszystko jest mañana (jutro), standardy bezpieczeństwa nieco mniej restrykcyjne, a jednak coś trzeba "wyprodukować" w trakcie pracy. Jeśli jedziecie tylko i wyłącznie dla wartościowego naukowo stażu, lepiej wybrać jakiś wysoko rozwinięty kraj. Ale przecież w IAESTE nie tylko o pracę chodzi, prawda?

Zdjęcie 7

Atmosfera w miejscu odbywania stażu

Zaczynając od studentów, a kończąc na opiekunach i profesorach, wszyscy są niezwykle sympatyczni, otwarci i pomocni. Nie dziwą propozycje od supervisorów na wyjście w większej grupce na piwo po pracy, czy zaprosiny na domowe imprezy. Studenci uniwersytetu, będący wolontariuszami IAESTE, prowadzili również zajęcia z hiszpańskiego, które były niezwykle pomocne dla osób nieznających zbyt dobrze języka.

Zdjęcie 8

Kraj – kultura, zabytki, ludzie

Ekwador jest fascynującym krajem. Nie czeka nas może traumatyczny szok kulturowy, ale na co dzień nie brak osobliwości i zaskoczeń. Trudno mi zawrzeć w kilkunastu zdaniach opis kraju. Na pewno warto traktować go z należytym respektem. Jak to w Ameryce Południowej, trzeba nieustannie mieć się na baczności i wybierając się w konkretne miejsce, przestudiować czy aby na pewno bezpiecznie stawiać tam swoją stopę. Generalnie, ludzie są bardzo otwarci, pomocni i sympatyczni. Ale nie brak również oszustów i kieszonkowców. Tych ostatnich jest od jakiegoś czasu coraz więcej. Trzeba uświadomić sobie, że Ekwador jest drogim krajem. Ceny w sklepach spożywczych znacznie przewyższają te, które znamy z polskich półek. A zarobki niezbyt wysokie. Od czasu kiedy w 2000 roku zmieniono walutę na dolar amerykański, ceny importowanych produktów poszybowały dodatkowo w górę. Funkcjonowanie gospodarki kraju zadziwia tym bardziej przez fakt, że ceny rodzimych produktów (takich jak czekolada czy kawa) również są bardzo wysokie dla tubylców (wspomniane kakaowe dobro: 2-2,5$ za 50g). Zarazem 2-daniowym lunchem z deserem możemy zapełnić brzuchy za około 3$. Ale dość o pieniądzach. Kraj jest niezwykle różnorodny pod względem geograficznym, mimo że powierzchniowo ustępuje Polsce. Dzieli się na 3 główne regiony: wyżyny andyjskie, Amazonia, wybrzeże + Wyspy Galapagos. Każdy znajdzie coś dla siebie. Trudno określić klimat panujący w kraju. Mimo że samo Quito leży prawie na równiku, to wysokość sprawia, że temperatury nie są wysokie. Cały rok temperatura w dzień wynosi około 18-20 stopni, w nocy spada do ośmiu. Występuje pora sucha (czerwiec-wrzesień) i deszczowa. Zarazem gdy na wyżynach zaczyna się pora deszczowa, to rzeki w dżungli zaczynają wysychać. Jeszcze inaczej sprawa ma się na wybrzeżu. Chaos. Chociaż te stałe temperatury w stolicy bardzo przypadły mi do gustu.

Niezwykle barwna kultura fascynuje w każdym z odwiedzonych regionów. W mniejszych miejscowościach mieszkańcy wciąż ubierają się w regionalne stroje, mieszkający na wschodzie Indianie posługują się pozostawionym przez Inków językiem keczua. Nie brak kolorowych festiwali i wydarzeń kulturalnych, a szczególnie tych muzycznych. Przygotujcie dużo miejsca w bagażu powrotnym, żeby pomieścić wszystkie zakupione dla braci, sióstr, babć i ciotek ciuszki z wełny alpaki! Kolorowe tkaniny i zgrabnie wykonane pamiątki kuszą oko turysty na targach. Koneserzy kulinarnych eksploracji również się nie zawiodą. O ile codzienne lunche są bardzo proste - duże ilości ryżu, mięso z kurczaka, fasola, skromne sałatki, warzywne zupy kremy, to spróbować można również bardzo osobliwych specjałów, jak zupa z pływającymi kopytkami lub siusiakiem woła. Za krajowy specjał uchodzi pieczona świnka morska, na wybrzeżu zajadają się ceviche- danie zawierające w podstawowej formie surowe ryby lub krewetki, sok z limonki i duże ilości kolendry. Bardzo smaczne są lokalne przekąski: empanadas, humitas, quimbolitos. No i te wspaniałe owoce!

Zdjęcie 9

Zwiedzanie i wypoczynek

Udało mi się zwiedzić sporą część Ekwadoru. W trakcie weekendowych wycieczek dotarłam na wybrzeże Oceanu Spokojnego oraz tzw. "Galapagos dla ubogich", czyli wyspę Isla de la Plata, z niektórymi gatunkami zwierząt, występującymi również na popularnych wyspach, na które można wybrać się jedynie z bardzo zasobnym portfelem, mimo że posiadając legitymację uniwersytetu w Quito "wjazdowe" wynosi 25$ a nie aż 100$. W drodze "na wyspę dla tych oszczędnych", można z odrobiną szczęścia zobaczyć humbaki przemierzające te wody oceanu podczas corocznej migracji. Popularną miejscowością wśród miłośników plażowych imprezek i surfingu jest Montañita. Na szczęście są też miejsca bardziej sprzyjające odpoczynkowi jak plaże niedalekiego parku narodowego Machalilla. Ekwadorski top, to również jezioro w kalderze wulkanu - Laguna Quilotoa, choć dla mnie równie ładne, a zdecydowanie mniej zatłoczone, było jezioro Cuicocha o tej samej genezie. Zdecydowanie warto było wybrać się do amazońskiej dżungli. Wycieczka nie należy również do tanich, ale zadowolenie gwarantowane. Ja wybrałam się do rejonu Cuyabeno, do którego wycieczki organizuje również komitet lokalny. Las deszczowy kipi gorącą wilgocią, w rzece pływają różowe delfiny, piranie i kajmany, po ściółce biegają 30-centymetrowe ptaszniki i snują się anakondy, po drzewach skacze 9 rodzajów małp i lenią się leniwce. No i można niczym Tarzan pobawić się lianami. Zapomniałam wspomnieć o samym mieście Quito, którego historyczna część jest niezwykle urokliwa. O miano najpiękniejszego miasta konkuruje z kolonialną Cuenką (ja stawiam na Quito). Największym miastem Ekwadoru jest Guayaquil. Niestety jest owiane złą sławą ze względu na wysoką przestępczość i brudek. Spędziłam tam jedynie jeden wieczór, poza zdecydowanym zachwytem stworzonkami w Parku Iguan, zdążyłam najeść się strachu. Z atrakcji bliższych miejsca zamieszkania, które udało mi się zobaczyć, to miasto Otavalo z największym w Ameryce Południowej targiem, leżące w sąsiedztwie wulkanu Imbabura, jeziora San Pablo i wodospadu Peguche. Po około godzinnej podróży autobusowej z centrum Quito można dojechać do kompleksu Mitad del Mundo, żeby wykonać obowiązkowe zdjęcie ze stopami na dwóch półkulach. Jedynie radzę wybrać "to właściwe" muzeum leżące 250m od oficjalnego kompleksu z pomnikiem równika (Francuscy geodeci trochę się machnęli w XVIII wieku) i przymknąć oko na rewelacje związane z siłą Coriolisa i osławionymi doświadczeniami z wodą w zlewie. Niedaleko od muzeów równika znajduje się rezerwat Pululahua, gdzie ludzie mieszkają w ogromnej kalderze wygasłego wulkanu. Genialne uczucie - wejść do wulkanu. No i właśnie...te Andy... W słoneczny dzień dostrzec można górujące nad miastem potężne wulkany: Cayambe, Antisana, Cotopaxi. Gdy trafi się pogoda, świetnie prezentują się ze zboczy wulkanu Pichincha, na których możemy się znaleźć wyjeżdżając kolejką linową "TelefériQo" (10 minut taksówką z mieszkania). Dla trochę wytrwalszych i już nieco zaaklimatyzowanych bardzo polecam wyjście na jeden z wierzchołków Pichinchy, mianowicie Rucu Pichinchę. Mimo że wycieczka zajmuje jakieś 4h marszu, to jest niezwykle męcząca ze względu na wysokość (miasto Quito znajduje się na około 3000m npm, kolejka linowa dojeżdża do około 4000m npm, a Ruchu Pichincha wznosi się na 4698m npm). Biada tym, co wybiorą się zaraz po przyjeździe. Polecam również wybrać się na wycieczkę pod najwyższą górę globu - Chimborazo. Licząc od środka Ziemi sporo wyprzedza Mt. Everest, tak jak i czyni kilka innych Andyjskich szczytów. Na gołych zboczach Chimborazo pasą się stada wikunii. Spokojnym marszem możemy turystycznie doczłapać do wysokości 5100m npm (do laguny Condor Cocha). Warto zatrzymać się w jednym czy drugim schronisku, żeby chlipnąć herbaty z koki, która ponoć pomaga na pierwsze objawy choroby wysokościowej, czyli okrutny ból głowy. Dla mnie tą najpiękniejszą, najwspanialszą, najdostojniejszą górą jest Cotopaxi. Najwyższy czynny wulkan świata, druga co do wysokości góra Ekwadoru, wznosząca się na wysokość 5897m npm. Dzień przed powrotem do Europy udało mi się stanąć na jego szczycie wraz z moim chłopakiem i towarzyszącą nam w ramach wyprawy partnerskiej Polką mieszkającą od lat w Ekwadorze. Bardzo polecam wyjście dla osób posiadających jakieś doświadczenie w zimowym chodzeniu po górach. Lodowiec Cotopaxi uchodzi za jeden z łatwiejszych, co nie znaczy, że wejście na szczyt jest proste. Wysokość daje w kość - już odpoczynek w schronisku znajdującym się na wysokości 4864m npm nie należy do sympatycznych, a co dopiero całonocny marsz na wierzchołek znajdujący się kilometr więcej w pionie. Dla tych, który nie mają ochoty się w ten sposób mordować, polecam samo otoczenie góry znajdującej się w obrębie parku narodowego i spacer do schroniska Jose F. Ribas. Dla mnie, to najpiękniejsze miejsce w Ekwadorze. A wyjście na szczyt było najtrudniejszym elementem wyjazdu, ale i tym, który wspominaj z największą satysfakcją. W 2015 roku Cotopaxi "trochę sobie mruczał", przez co Park został zamknięty na okres 2 lat. Na szczęście teraz uspokoił się nieco, dzięki czemu otwarto go na nowo, aczkolwiek w pobliżu krateru chmura zawierająca m.in. niezwykle zapachowy siarkowodór, dwutlenek siarki czy amoniak, potrafi przydusić umęczone już znacznym deficytem tlenu płuca.

Ale, ach, to Peru... Nie ujmując ekwadorskim wspaniałościom, po 9 tygodniach pobytu w kraju praktyki, zapragnęłam zobaczyć jeszcze coś więcej, coś na miarę nowych 7 cudów świata. Zastanawialiśmy się nad odwiedzeniem Galapagos, ale zniechęciła nas przede wszystkim kwota, jaką musielibyśmy wyłożyć za tę przyjemność (na wyjazd 5-7 dniowy, na własną rękę, trzeba liczyć się z wydaniem około 1000$). Postawiliśmy na Peru, które zawsze było moją destynacją marzeń, a moje serce jest jednak bliżej gór niż morza. Do Peru z Ekwadoru można się stosunkowo łatwo dostać autobusem. Ja i mój chłopak wybraliśmy jednak droższą opcję samolotową ze względu na bardzo napięty plan zwiedzania i małą ilość dni do rozdysponowania, bo dostanie się autobusem z Quito do Limy, to dobre 3 doby. Najpierw dotarliśmy do Cusco, w którym aż roi się od poinkaskich zabudowań uchronionych od zupełnej dewastacji dzięki przeniesieniu stolicy do Limy przez zbrodniczego Pizarra. Po załatwieniu formalności, kolejnego dnia, wyruszyliśmy w stronę inkaskiego miasta Machu Picchu. Okazuje się, że wizyta w tym kultowym miejscu wcale nie musi dużo kosztować, gdy zna się sposób na sprawne ominięcie podróży pociągiem, a miejsce to jest oszałamiająco wspaniałe. Po powrocie do Cusco nie było czasu na odpoczynek (jak i w sumie podczas całej 3-tygodniowej podróży), bo kolejnego dnia pobudka o 3 rano i wyjazd w Montaña de Siete Colores, góry pokolorowane przez naturę w tęczowe pasy, wznoszące się na wysokość ponad 5000m npm. Kolejnego dnia czekał nas lot do Limy, niestety pogoda pokrzyżowała nam plany i lotnisko zostało zamknięte. Dodatkowy dzień w Cusco wykorzystaliśmy na zwiedzenie salin w miejscowości Maras, których nie udało nam się dopaść w drodze powrotnej z Machu Picchu (choć po fakcie stwierdzam, że byłoby to robialne). Wspaniałe miejsce, znów dające do myślenia na temat wysokiego rozwinięcia technologicznego kultury Inków. W okolicach Cusco można by spędzić jeszcze wiele dni, ale nas gnało już do parku narodowego Huascaran w andyjskim paśmie Cordillera Blanca, jakieś 10h drogi autobusem na północ od Limy. Przeszliśmy tam jeden z najpopularniejszych na świecie górskich trekkingów: trek Santa Cruz (Alpamayo trek). Niestety pogoda była niezwykle kapryśna, a 4 dni przewidziane na przejście trasy uszczuplone przez odwołany lot, ale krajobrazy, które szczęśliwie ukazały nam się trzeciego dnia, powalały na kolana (i to wcale nie efekt 15-kilogramowego plecaka). Kolejna nocka w autobusie do Limy, a potem lot do Guayaquil. Stamtąd do Cuenki, do dżungli i na Cotopaxi, ale o tym już wspomniałam. Peru było wspaniałe, ale jeśli spanie więcej niż 4-5h wam miłe, to przeznaczcie na zwiedzenie więcej dni.

Zdjęcie 10

Jak wygląda kwestia przemieszczania się w kraju?

Ekwador to królestwo ropy, dlatego też transport publiczny jest stosunkowo tani. Autobus dowiezie cię prawie wszędzie, a jeśli on nie da rady, to na pewno jakieś mniejsze colectivo albo camioneta 4x4. Problem jest taki, że rozkłady jazdy generalnie nie istnieją. Jeszcze o tych dalekobieżnych autobusach można dowiedzieć się na dworcu, ale o transporcie miejskim nie ma szans na jakieś rzetelne informacje. Jeździ toto jak chce i poootwornie kopci spalinami. Nie przesadzając, gdy pod górę przejadą trzy autobusy, to nic kompletnie nie widać na ulicy. Dobrze, że w każdym autobusie jest wielka Matka Boska czuwająca nad bezpieczeństwem jazdy... Co tam, że kierowca czasem nie zatrzymuje się do zera na przystankach i do autobusu trzeba "wskoczyć w locie". Quito jest bardzo długie i przepasane przez 3 równoległe linie autobusów i trolejbusów. Te są nieco szybsze niż zwykle autobusy, ale w nich najczęściej dochodzi do kradzieży kieszonkowych. Może budowane aktualnie metro uratuje zasmogowane miasto. Każdy przejazd na terenie miejskim, to 0,25$. Na dalekobieżnych trasach popularnie przelicza się 1h drogi na 1$, ale z doświadczenia, to trochę więcej. Aha, no i google maps nie są zbytnio pomocne w planowaniu przejazdów, a i usiłując dojść w jakieś miejsce z ich pomocą, często okazywało się, że pod wyznaczonym adresem jest kompletnie coś innego. Loty wewnątrzkrajowe są stosunkowo tanie, te nawet do graniczących krajów, bardzo drogie.

Zdjęcie 11

Najlepsza historia całego wyjazdu

Nie mam pojęcia, cały wyjazd to jest niesamowita historia.

Zdjęcie 12

Koszt utrzymania

Wypłata wystarcza istotnie na opłacenie mieszkania w pokoju dwuosobowym, podstawowe żarełko i dojazdy do pracy. Na wszystko inne trzeba wyłożyć z własnej kieszeni. Wyjazd do Ekwadoru nie należy do tanich i szczęśliwi Ci, co mają na swoich uczelniach specjalne fundusze na tego typu wyjazdy. Z drugiej strony, będąc już tak daleko, trudno nie skusić się na wycieczki do unikatowych miejsc, nawet gdy sprawi to wyzerowanie się na koncie i żebranie u rodziców o przelew. Sporo wydaje się w marketach. Polecam zabrać ze sobą potrzebne kosmetyki, które są w Ekwadorze bardzo drogie. Używany przeze mnie szampon popularnej marki, kupowany w Polsce za 8zł, w Ekwadorze kosztował 12$. Nie żałujcie też zabrać wódeczki z Polski, tenże trunek w wydaniu lokalnym smakuje fatalnie, z kolei wino jest często czterokrotnie droższe niż analogiczne egzemplarze w Polsce (nawet to chilijskie).

Zdjęcie 13

Ogólne wrażenia z pobytu

Niezmiernie mi się podobało mimo wszelkich trudności! Przygoda życia, rozpalająca apetyt na więcej. Dzięki zakwaterowaniu razem z innymi stażystami, każdy wieczór spędzaliśmy sympatycznie w międzynarodowym gronie, dzięki czemu zrodziły się między nami przyjaźnie. Super doświadczenie.

Zdjęcie 14

Rada dla przyszłego praktykanta

Może kilka rad odnośnie rzeczy, które warto ze sobą zabrać: koniecznie repellent na owady z minimum 50% DEET, który nie przyda się w Quito, ale będzie konieczny w dżungli czy na wybrzeżu. Krem UV min. SPF 50 (nakładany codziennie). Kosmetyki, jeśli nie chcesz wydać dużo na miejscu. Saszetka biodrowa do noszenia pod spodniami na drogocenne rzeczy (paszport, większa ilość gotówki, a nawet telefon na targu, czy w zatłoczonych autobusach). Według mnie kapitalnym rozwiązaniem jest tego typu saszetka na łydkę- mało popularny patent. Można rozważyć dodatkowy telefon, z mojego korzystały trzy osoby mniej uważne na mieście... Świetnie sprawdziła mi się butelka na wodę z filtrem, a szczególnie podczas trekkingów w terenie zasobnym w wodę. Konieczne wygodne buty i ciepłe ubrania nawet, gdy nie planujesz ambitnych wyjść w góry. Ze względu na wysokość niskie temperatury dają się we znaki i nawet na wycieczce do niezwykle turystycznej laguny Quilotoa, kurtka puchowa w plecaku nie okazała się być przesadą. Poza tym stroma, piaszczysta ścieżka wymaga przynajmniej sportowych adidasów. Do miasta można rozważyć z kolei maskę przeciwsmogową... Bardzo żałuję, że nie wzięłam mojej "krakowskiej"! Poza tym ubezpieczenie na własną rękę; dodatkowy czas na zwiedzanie po okresie praktyki; fajnie by było zaszczepić się na WZW A i dur brzuszny, do dżungli warto mieć też szczepionkę na żółtą febrę, ale co ciekawe, a o czym nie wiedzieliśmy przed przyjazdem na miejsce - w Ekwadorze można zaszczepić się na yellow fever za darmo (i już 200zł w kieszeni, a to akurat bilet wstępu i dojazd do Machu Picchu z Cusco :-D); nie iść pieszo na wzgórze El Panecillo ze statuą Maryi i koniecznie przed wyjazdem radzę przyswoić sobie choć podstawowe zwroty w języku hiszpańskim (na uniwersytecie i w pracy może i rozmawia się po angielsku, ale to by było na tyle - w mieście raczej nie ma wielkich szans na znalezienie kogoś, kto władałby choć podstawowym angielskim, to samo w hostelach). Nie wahaj się pojechać!

Zdjęcie 15

Galeria