Zdjęcie 1
Chciałam pojechać w jakieś dalekie, egzotyczne miejsce, a z mojej dziedziny nie ma zbyt dużo ofert do takich krajów. Ta z Brazylii była najfajniejsza pod względem lokalizacji, czasu i tematyki praktyki.
Wyjeżdżając do Brazylii na mniej niż 90 dni nie trzeba wizy, ale trzeba na lotnisku pokazać bilet powrotny. Bez niego nie wpuszczą i trzeba kupić bilet na lotnisku, nie polecam.
Do Brazylii leciałam z Krakowa do Paryża z Ryanair, a potem do Campinas z Aigle Azur. Wyszło dość tanio bo ok. 1800zł przy kupowaniu biletów ok. 2 miesiące wcześniej. Niestety w ten sposób nie da się już polecieć, bo linie Aigle Azur zbankrutowały i nowy bilet powrotny z Sao Paulo do Paryża kupowałam tydzień przed lotem. Ta przyjemność z liniami TAP Portugal i przesiadką w Lizbonie kosztowała 3500zł. Także lepiej dobrze przemyśleć lot z tanimi liniami. Poza tym z Campinas lub Sao Paulo do Botucatu trzeba dojechać autobusem 3-4h za ok. 70zł. Przyjeżdżając do Brazylii wolontariusz odbierający z lotniska zabiera na dworzec i pomaga kupić bilet, a w moim przypadku nawet nocuje u siebie w domu jeśli nie ma już autobusu tego samego dnia. W Botucatu z dworca odbierają współlokatorzy lub ludzie z uniwersytetu.
700 reali na miesiąc czyli ok. 700 zł.
W Brazylii studenci mieszkają w domach nazywanych republikami. W mojej było 11 miejsc, ale przez większość czasu mieszkało nas ok. 8 osób i 3 psy. Ja, jeszcze jedna Polka i same Brazylijki, które się zmieniały, bo lipiec to tam miesiąc wakacji i część z nich wyjechała, a część przyjechała tylko na miesiąc na staż. Dziewczyny były bardzo miłe i zawsze chętnie nam ze wszystkim pomagały. Problemem było to, że większość z nich bardzo słabo radziła sobie z angielskim przez co ciężko było się nam zintegrować. Kilka razy zrobiliśmy grilla, ale większość czasu spędzałam z innymi praktykantami, ludźmi poznanymi na uniwersytecie lub na wyjazdach. Warunki były dość podstawowe, ale w porządku. Mieszkałam w 4 osobowym pokoju ale było nas tam max. 3 i miałyśmy łazienkę tylko dla siebie. Dom miał duży salon z tv, dobrze wyposażoną kuchnie i miejsce na grilla na zewnątrz. W trakcie roku akademickiego raz w tygodniu przychodziła pani do sprzątania i wtedy było naprawdę bardzo czysto, ale poza tym też nie było źle. W niektórych republikach taka pani przychodziła codziennie, robiła pranie i gotowała obiady. Problemy pojawiały się kiedy było zimno (a było naprawdę zimno, do 2 stopni nocą) to w domu było tak samo zimno jak na zewnątrz bo nie ma ogrzewania, a okna są bardzo nieszczelne. Dodatkowo woda jest tam ogrzewana przez prysznic elektryczny, więc kiedy jest zimno woda też jest zimna bo prysznic nie daje rady z nagrzaniem jej.
Zdjęcie 2
W Botucatu nie ma komitetu lokalnego. Było nas 5 stażystów z IAESTE i organizowaliśmy sobie czas sami lub z ludźmi z uniwersytetu czy republik, więc nie narzekaliśmy na brak atrakcji. Wolontariusze IAESTE pomagali jednak z wyjazdami na weekendy. Zorganizowali weekend na wyspie Ilhabela i taki typowo integracyjny dla stażystów w Rio Claro. Gdy byliśmy w Foz do Iguacu wolontariusze nocowali nas zupełnie za darmo. Także są naprawdę pomocni i w miastach gdzie są komitety lokalne spędzają dużo czasu ze stażystami.
Napisałam interfejs graficzny obsługujący program napisany przez doktoranta służący do symulacji rozprzestrzeniania się chorób za pomocą modelu IBM. Użyłam do tego języka Python, a kod doktoranta był w języku C. Ma powstać z tego artykuł, więc fajna sprawa bo będę mieć publikację naukową. Staż był w języku angielskim, chociaż doktorant z którym pracowałam miał duże problemy z posługiwaniem się nim podobnie jak duża część studentów.
Atmosfera na uniwersytecie była naprawdę świetna. Studenci różnych stopni przyjaźnią się ze sobą i mają dużo bliższe relacje z profesorami niż na uczelniach w Polsce. Codziennie chodziliśmy wspólnie na obiad i piliśmy kawę. Przerwa na obiad trwa tam 2 godziny, ale zdarzało się nawet dłużej. Tylko część ludzi mówiła po angielsku, ale tłumaczyli mi to co mówią inni. Z kilkoma osobami na uniwersytecie naprawdę się zaprzyjaźniłam, dużo razem wychodziliśmy wieczorami i po moim powrocie nadal utrzymujemy kontakt.
Kultura w Brazylii kojarzy się przede wszystkim z karnawałem i sambą, ale okazuje że jest bardzo różnorodna tak samo jak różnorodni są Brazylijczycy. Południe jest bogatsze i bardziej europejskie. Północ zaś biedniejsza, ale ciekawsza kulturowo. Można pójść do baru z sambą na żywo, gdzie ludzie tańczą na ulicy. Jest też wiele innych rodzajów brazylijskiej muzyki i tańca, jak frevo, sertanejo, forro, capoeira i typowy na imprezach funk. Brazylijczycy bardzo lubią się bawić, często wychodzą żeby razem coś zjeść i organizują imprezy. Jest tam dużo restauracji, barów i klubów. Historia Brazylii to tylko ok. 500 lat, więc nie ma tam zbyt wielu zabytków. Większe wrażenie robi natura niż miasta. Zdecydowanie najlepsi w Brazylii są ludzie. Są bardzo otwarci, mili, nie lubią narzekać, dużo się uśmiechają i dużo rozmawiają. Nawet jeśli ktoś nie mówi po angielsku próbuje się porozumieć jakoś inaczej. Zawsze chętnie pomagają i są bardzo zainteresowani kimś z innego kraju.
Udało mi się zwiedzić naprawdę dużo, ponieważ po zakończeniu praktyki miałam jeszcze ok. 3 tygodnie na podróże. W trakcie praktyki na weekendowych wyjazdach byłam w Rio de Janeiro, Sao Paulo, Foz do Iguacu i Ilhabeli,. Po praktyce razem z kolegą zostawiliśmy walizki w Sao Paulo i pojechaliśmy w dłuższą podróż. Najpierw polecieliśmy do Manaus i tam byliśmy na kilkudniowej wycieczce w Amazonii, potem polecieliśmy do Belem i stamtąd jechaliśmy już nocnymi autobusami zatrzymując się w kolejnych miastach. Zwiedziliśmy Sao Luis i tam park narodowy Lencois Maranhenses potem Fortalezę, Recife i Salwador. Wszystkie wyjazdy były super, a najbardziej polecam Amazonię, Foz do Iguacu, Rio de Janeiro i Lencois Maranhenses.
Zdjęcie 3
Odległości pomiędzy miastami są bardzo duże więc jest dużo połączeń samolotowych, ale nie są zbyt tanie i czasem bardzo drożeją im bliżej daty lotu. Nie ma w ogóle kolei, ale wszędzie można dojechać autobusami. Są bardzo komfortowe, niektóre mają nawet łóżka, ale często jest tak mocna klimatyzacja, że w środku jest jakieś 15 stopni, więc bardzo polecam mieć jakiś kocyk. Ceny są akceptowalne, drogi był autobus z Botucatu do Sao Paulo (70zł za 3,5h drogi), już 12h połączenia kosztowały ok.100-120zł. Trasę z Botucatu do Sao Paulo pokonywaliśmy bardzo często i można było trochę oszczędzić znajdując blablacara lub carone, gdzie ludzie na grupie na fb ogłaszają swoje przejazdy. Zdarzyło się też, że wynajmowaliśmy samochód. Na 5 osób cena może wyjść to taniej niż autobusy. Chociaż mieliśmy pewne problemy z wypożyczeniem, bo kierowca musi mieć min. 21 lat i kartę kredytową, której nie zablokuje pobranie 700 reali kaucji.
Z 700 reali 350 płaciłam za zakwaterowanie. Pozostałe 350 mogłoby wystarczyć na jedzenie przy bardzo oszczędnym życiu, ale raczej nikt nie jedzie do Brazylii po to żeby tam bardzo oszczędzać. Ceny są bardzo podobne jak w Polsce. Znacznie tańsze są owoce i mięso, a droższe wszystkie produkty importowane. Na uniwersytecie jest stołówka na której można zjeść bardzo duży obiad za jednego reala. Nie jest może pyszny, ale nie jest też zły, a za tą cenę to aż szkoda nie kupić. Dość droga jest komunikacja miejska ok. 3,5 reala za jeden przejazd.
Ten wyjazd to były zdecydowanie najlepsze wakacje w moim życiu. Było trochę stresujących momentów, ale zdecydowanie było warto. Brazylia to piękny kraj, a Brazylijczycy to niezwykli ludzie z zupełnie innym podejściem do życia, którego powinniśmy się od nich trochę nauczyć. Jeśli tylko ktoś ma okazję tam pojechać to zdecydowanie polecam. Szczególnie na taki staż, gdzie pomagają nam wolontariusze i możemy zostać dłużej w jednym miejscu i lepiej poznać ludzi.
Przede wszystkim ciepłe ubrania jeśli jedziesz między czerwcem a sierpniem. Botucatu jest położone wysoko i jest tam bardzo wietrznie, czasem w 20 stopniach czułam się jak w Polsce w 5, więc naprawdę przyda się cieplejsza kurtka. I mniej letnich ubrań, ja wzięłam zdecydowanie za dużo. Jeśli masz miejsce to jakiś śpiwór/koc do autobusów. Na pewno jakieś prezenty z Polski, np. dużo słodyczy.
Najlepszym momentem wyjazdu była wycieczka do Amazonii. Poza tym, że czuliśmy się jak w National Geographic, mieliśmy okazję spędzić noc w dżungli, śpiąc na hamakach. Byliśmy małą grupą z przewodnikiem sami w największym lesie świata pełnym dzikich zwierząt. Naprawdę niezwykłe doświadczenie, szczególnie że nasz przewodnik był kompletnie pijany, a upił się naszą cachaca. Ale i tak baardzo polecam taką wycieczkę.