Zdjęcie 1
Chciałam wyjechać na praktyki - kończyłam już studia i miałam ogromną chęć spróbować stażu za granicą. Wiadomo, oferta na pierwszy rzut oka wpisywała się w moje zainteresowania i kierunek studiów, chociaż Chiny wydawały się szalonym pomysłem.
Ze strony lokalnego IAESTE otrzymałam pełne wsparcie - mogę tutaj wymienić dobry kontakt mailowy i prawdziwą chęć pomocy. Wyjazd do Chin wymagał wizy. IAESTE China przesłało potrzebne dokumenty i poradnik… Jednak nie do końca aktualny. Na ten moment o wizę do Chin można ubiegać się w Warszawie i Gdańsku, ja aplikowałam o swoją wizę w Warszawie. Polega to na wypełnieniu elektronicznego wniosku, a następnie ustalenia terminu wizyty i stawienia się osobiście w Warszawie w Centrum Wizowym. Zostawiamy tam swój paszport. Wysłanie go z Centrum kosztowało 150 zł, można się też było stawić po niego osobiście.
Loty do/z Chin kosztowały mnie około 3000 zł. Połączenia z jedną przesiadką trwają ok. 14 - 16h. Oczywiście dało się kupić loty taniej i zamknąć w mniejszej kwocie, jednak ja kupowałam loty osobno i moim zdaniem - trochę późno, bo tak jak radzono - po otrzymaniu wizy. Dodatkowo, w okresie, kiedy moja praktyka miała się rozpocząć, wypadały święta w Chinach, czyli Złoty Tydzień, więc bilety były nieco droższe.
2500 RMB. Wystarczające na życie, ale żeby podróżować, nie jest to kwota wystarczająca.
Zakwaterowanie, które zorganizowała dla nas firma Huafon, było zlokalizowane blisko miejsca pracy - 20 minut spacerem, w pobliżu mnóstwo sklepów i miejsc, w których można było coś dobrego zjeść. Mieszkanie mieściło się na 6. piętrze w budynku bez widny, było dwupiętrowe, wymagało gruntownych porządków ze względu na brud i generalne zagracenie przestrzeni. Mieliśmy dwie sypialnie, w każdej po 3 łóżka, otrzymaliśmy nową pościel. Do dyspozycji była też kuchnia, a w niej nieco zastawy i przyborów kuchennych, dodatkowo mieliśmy także salon z kanapami i telewizorem. Na początku nie było Wi-Fi, ale po rozmowie z HR udało się to załatwić. Jeśli chodzi o współlokatorów, trafiłam na 5 wspaniałych osób, razem było nas 3 dziewczyny i 3 chłopaków. Pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy wspólnie, było posprzątanie mieszkania i wtedy to chyba zorientowaliśmy się, że jesteśmy tam ze sobą na dobre i na złe :) Wkrótce potem łapaliśmy nietoperza, który postanowił z nami zamieszkać… Po pracy wychodziliśmy wspólnie na miasto, w trakcie pracy spędzaliśmy ze sobą przerwy. Nie wiem, czy mogłabym lepiej trafić. Oprócz nas, w mieszkaniu mieszkali także Chińczycy, którzy niestety bardzo kiepsko/wcale nie mówili po angielsku (oprócz chłopaka, który zamieszkał z nami w połowie praktyk - miła, pomocna osoba, która naprawdę chciała z nami rozmawiać).
Zdjęcie 2
Nie mogę wiele powiedzieć na jego temat - widziałam się z nim tylko raz.
Po przyjściu do firmy otrzymałam projekt, którego tematem było zsyntezowanie katalizatora do produkcji w pełni biodegradowalnego plastiku PBAT oraz przetestowanie jego zdolności katalitycznych - czysta praca laboratoryjna. Staż odbywał się w języku angielskim. Bariera językowa, szczególnie na początku, okazała się bardzo duża i frustrująca. Nie ma się jednak czego bać - z odrobiną cierpliwości i pomocą translatora oraz gestów, można się porozumieć. Ostatecznie, z dnia na dzień, komunikacja wyglądała coraz lepiej i żal mi było zostawiać tak wspaniały team :)
Staż odbywałam w firmie chińskiej, więc kultura pracy i standardy są inne niż te, które znamy. Generalnie, atmosfera była miła, ale jeśli był jakiś problem - nikt nie wyrażał tego wprost, mieślimy pojęcie o tym jak jesteśmy odbierani z plotek dostarczonych przez współpracowników.
Chiny to piękny i różnorodny kraj - nie wiem, czy jedno życie wystarczy, żeby wszystko to odkryć. Szanghaj jest absolutnie niesamowitym miejscem i dalej czuję niedosyt, to samo mogę powiedzieć o miastach niedaleko Szanghaju (czasowo - ok. 1h pociągiem), np. Hangzhou i Nanjing. Jeśli chodzi o kulturę - jest naprawdę interesująca, może zachwycać i obrzydzać jednocześnie. Dobrym przykładem tego może być jedzenie, ponieważ z jednej strony mamy wspaniały zwyczaj dzielenia posiłków, stawianie na stole wielu potraw i próbowanie wszystkiego, a z drugiej strony stoi cała symfonia siorbania i cmokania temu towarzysząca. Całkiem zabawne może być też to, że Chińczycy za wspaniałe lekarstwo uważają gorącą wodę, do czego podchodziłam z ogromnym sceptyzmem, a teraz oczywiście sama pijam ten cud medycyny. Dodatkowo, to co bardzo mnie zdziwiło, było podejście mężczyzn do mężczyzn i kobiet do kobiet - z naprawdę ogromną czułością. Niech więc nikogo nie dziwi, że koledzy w pracy masują sobie wzajemnie plecy podczas rozmowy czy łapią za kolano, a dziewczyny trzymają za ręce czy przytulają. Jeśli chodzi o samych ludzi jako ogół - Chińczycy są naprawdę mili, jeśli tylko nie siedzą akurat na skuterach - wtedy trzeba na nich uważać. Czasami proszą jeszcze o zdjęcie z osobami z Zachodu, robią zdjęcia czy filmiki z ukrycia. Mężczyźni są nieśmiali, a kobiety - naprawdę szczere, czasami aż za bardzo.
Wypoczynek i zwiedzanie w Szanghaju to naprawdę rzeczy, które można by robić codziennie przynajmniej przez rok, i to całymi dniami. Chińczycy są mistrzami w tworzeniu miejsc do odpoczynku, mam na myśli ogrody oraz parki, np. Century Park, ogród botaniczny. Dodatkowo obecne jest tam całe mnóstwo różnych uliczek, centrów handlowych, można iść do kina, na kręgle, spróbować KTV (uwielbiane przez Chińczyków karaoke) czy iść ze znajomymi na hot pot. Opcji, w samym tylko Szanghaju, jest baaardzo dużo. Jeśli chodzi o zwiedzanie, Chiny to kraj bardzo rozległy i różnorodny. Polecam na pewno zobaczyć Wielki Mur, Xi'an, Hangzhou (pola herbaciane), Nanjing, Zhangjiajie (góry Avatar), Suzhou. Sama chciałam pojechać jeszcze w Góry Żółte, ale to może następnym razem :) W Szanghaju, metrem da się dojechać praktycznie nad morze, jest także możliwość wybrania się na wysepkę na rzece Jangcy, obie opcje polecam dla osób, które uwielbiają spacerować. Z praktycznych informacji - muzea narodowe mają wstęp wolny, a jeśli chodzi o zniżki studenckie, bywa z tym różnie. Spać można bardzo tanio, nawet 3-4$ za noc.
Zdjęcie 3
Po Szanghaju i innych wielkich miastach - metro i autobusy. Dla metra istnieje świetna aplikacja Metroman. Mapy Apple'a też działają, pokazując transport, gorzej z mapami Google, dlatego dla posiadaczy Androida polecam maps.me albo baidu maps (jest po chińsku, ale da się co nieco wykombinować). Pociągi to świetny pomysł, żeby przemieszczać się po kraju, są ich różne klasy, od czego uzależnione są ceny, a dodatkowo są super szybkie. Jeśli ktoś nie chce się przemieszczać pociągiem, możliwe są też loty krajowe.
2500 RMB wystarczyłoby na normalne życie zakładając, że się nie zwiedza i nie kupuje nic ponad stan, a ubrania na chłodniejsze dni mamy ze sobą. Dla przykładu, cienka puchówka w Decathlon to koszt 200-300 RMB, zimowa kurtka 800 - 1200 RMB. Jedzenie jest stosunkowo tanie - za całkiem dobry posiłek płaci się ok. 10 RMB, za coś lepszego ok. 20-30 RMB, piwo - 3,80 RMB (chińskie Tsingao), mleko kokosowe - 5,40 RMB, woda 2-3 RMB za 0,5L.
Pokochałam Chiny i uważam, że jeśli pojawia się okazja, żeby je zobaczyć, to jak najbardziej trzeba z niej skorzystać. Przed wyjazdem miałam w głowie pewne założenia na temat Chin, które upadały jedno po drugim. Jak to powiedziała Angels z IAESTE China na szkoleniu LePA - no expectations. Każdy dzień tam był niespodzianką, a wydawać by się mogły, że to długie 3 miesiące poza domem, a jednak zleciały w oka mgnieniu. Jeśli chodzi o pracę w międzynarodowym środowisku i pracę z ludźmi o kompletnie innej kulturze osobistej i pracowniczej, jest to naprawdę wzbogacające doświadczenie. Chiny na pewno uczą cierpliwości, zachwycają i wciągają ;)
eśli chodzi o praktyczne wskazówki:
1) Pogoda - nie należy sugerować się temperaturą, którą znajdziemy gdzieś w Internecie, szczególnie jeśli chodzi o miesiące od października do grudnia. Odczuwalna temperatura jest sporo niższa z uwagi na wysoką wilgotność, a chłód jest przyszywający. Dlatego naprawdę warto wziąć ze sobą coś ciepłego i ubierać się "na cebulkę".
2) Pieniądze - płatność międzynarodową kartą to naprawdę rzadkość i raczej nie należy na to liczyć. Praktycznie wszędzie dostępne są ATMy, w których można wypłacać pieniądze w RMB (karta Revolut jest tutaj naprawdę przydatna). Na lotnisku kurs wymiany walut nie jest zbyt korzystny, więc tutaj zaleca się albo wzięcie trochę gotówki, albo wymianę niewielkiej sumy dolarów czy euro, aby mieć za co dojechać do miasta. Pieniądze ogólnie wymieniamy w banku - dolary/euro, z innymi walutami ponoć ciężej.
3) Kupić kartę SIM - to jest must have, najpopularniejsze są China Mobile oraz Unicom, ich punkty są na każdym rogu, ja miałam tą pierwszą. Oddawanie karty w punkcie pod koniec pobytu zajęło mi dużo czasu i generalnie jej nabycie także. Tutaj najlepiej poprosić zaprzyjaźnionego Chińczyka, żeby pomógł w tej kwestii.
4) Karta na transport - najlepiej fioletowa, kosztuje 20 RMB, doładowujemy ją i kiedy przestanie być już potrzebna, można ją zwrócić i otrzymać na początku "zainwestowane" 20 RMB.
5) Koniecznie należy zabrać ze sobą swoje lekarstwa, ponieważ przeziębienia zdarzały się nam dość często.
6) Wysokie osoby nie powinny liczyć, że w Chinach zrobią ubraniowe zakupy życia. Rękawy i nogawki są krótkie, a rozmiary nieco szalone. W znanych sieciówkach czasami da się coś kupić, jeśli akurat nie jest Asia Fit.
7) Jeśli chodzi o kosmetyki i tym podobne rzeczy, warto zajrzeć do Miniso, a jeśli potrzebujemy czegoś "naszego" Watsons przychodzi z pomocą (ale też w wyższej cenie).
8) Zabrać ze sobą dezodoranty, bo są naprawdę trudno dostępne albo po porstu drogie.
9) Aplikacje: WeChat, Maps.me, Baidu maps, Metroman, Google Translate ze ściągniętym na telefon podstawowym chińskim i angielskim, Revolut, Chope, Didi (tutaj różnie bywa z możliwością użytkowania)
10) Komunikacja - Google translate i WeChat mają możliwość tłumaczenia ze zdjęć.
Opiszę pierwszą historię, która przyszła mi do głowy, ponieważ było ich całe mnóstwo i nawet jeśli spodziewasz się normalnego dnia, za każdym razem czeka Cię choćby mała przygoda. Historia dzieje się w Pekinie. Razem ze znajomymi wieczorem postanowiliśmy odszukać klub, o którym przeczytaliśmy gdzieś w Internecie. Była godzina 22, szliśmy ciemną uliczką, na której powinien znajdować się klub - tylko że ta uliczka wcale nie przypominała miejsca, gdzie mieszkańcy Pekinu i przyjezdni mogliby liczyć na jakąś rozrywkę. Podążaliśmy uliczką, nasłuchując uważnie, czy z któregoś z budynków nie słychać muzyki i przyglądaliśmy się fasadom w poszukiwaniu nazwy. W pewnym momencie zauważyliśmy troje wysokich, blond włosych mężczyzn, przypuszczalnie Europejczyków, pijących piwo. Gdy podeszliśmy bliżej, odstawili butelki na dach samochodu obok którego stali i weszli do pobliskiego budynku. Drzwi były nieco w głębi, więc podeszliśmy do nich zakładając, że jest to poszukiwany przez nas klub i już mieliśmy nacisnąć na klamkę, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się, wychyliła się z nich kobieta, a za nią było słychać głośną muzykę. Zapytaliśmy więc , czy to jest klub, którego szukamy, na co ona odpowiedziała "Nie, to jest mój dom". W tym momencie poczuliśmy się trochę zażenowani, ale roześmiani podążyliśmy dalej ulicą.. ;) i tak, znaleźliśmy miejsce, którego szukaliśmy. Było niesamowite i było prawdziwą niespodzianką!